Kto jest w centrum?

Pewien Żyd, którego obserwuję w Internecie, opowiadał kiedyś o swoim podejściu do modlitwy. Mówił mniej więcej tak: kiedy ja wybieram się na wakacje, to najpierw sprawdzam, czy w miejscu, do którego jadę, znajduje się synagoga, sprawdzam czy będzie tam dostęp do koszernego jedzenia, planuję możliwość codziennego studiowania Tory i uczestniczenia w obowiązkowych modlitwach; dopiero później zaczynam szukać hotelu, zabytków wartych zwiedzenia czy innych atrakcji dla całej rodziny. I ten właśnie zwrot – przejście od stawiania samego siebie do Boga w centrum życia – jest sednem życia modlitewnego.

Jako katecheta na co dzień spotykam się z sytuacją zgoła odwrotną. Uczniowie w szkole raz po raz skarżą się, że ich modlitwy nie zostały wysłuchane, bywa nawet, że zupełnie poddają istnienie Boga w wątpliwość. Mówią na przykład: „prosiłam o chłopaka i nic!”, „modliłem się o piątkę ze sprawdzianu z matematyki, a skończyło się tróją…”. Z czasem tracą chęć stawania przed Bogiem, a w końcu niemal lub całkowicie, znika on z horyzontu zdarzeń ich życia. Zawsze mówię im wtedy to samo – „Słuchajcie, Pan Bóg to nie jest Biedronka, albo Żabka, że przychodzisz kiedy chcesz, po co chcesz i bez żadnych zobowiązań dostajesz to, na co w danej chwili masz ochotę”. Tłumaczę im, że jako chrześcijanie wierzymy, że Bóg jest Osobą, co znaczy, że mamy dążyć do tego, by wejść z Nim w relację i to możliwie jak najgłębszą. Jak byśmy się czuli, gdyby nasz przyjaciel dzwonił lub pisał do nas tylko raz na jakiś czas i to zawsze wtedy, kiedy akurat potrzebuje przysługi, pieniędzy, czy ratunku z opresji?

Najważniejsza cecha dobrego życia modlitewnego

Z tego powodu, w naszym życiu i modlitewnej relacji z Bogiem, kluczowym pojęciem jest wierność. Myślę, że mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że historia każdego z głównych bohaterów opisanych w Biblii, jest właśnie opisem walki o wzajemną wierność obu stron. Bóg pokazuje, że zawsze jest wierny człowiekowi, ale jednocześnie widzimy jak uwielbia sprawdzać, czy to człowiek dotrzyma wierności Jemu – to pokazują historie Abrahama, Mojżesza, Hioba, a nawet Jezusa, który choć na krzyżu zostaje wystawiony na próbę samotności i opuszczenia, zachowuje wierność Ojcu do końca. W modlitwie zatem najpierw powinniśmy się nauczyć wierności – staję przed Bogiem na modlitwie CODZIENNIE. 

Jestem przy Nim nie tylko kiedy czegoś potrzebuje, ale zawsze, codziennie. Czy to rano, czy wieczorem, czy może nawet gdzieś w przelocie – kiedy jadę do pracy autem, autobusem, kiedy stoję w kolejce, kiedy prasuję ubrania, czy gotuję. Każdy moment jest dobrym momentem na modlitwę. Święty Paweł mówi: „czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie” (1 Kor 10,31). A w innym miejscu: „nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was” (1 Tes 5,17n). Podobnie jak w relacji między żoną a mężem, nie codziennie odbywa się wspaniałe, długie, górnolotne rozmowy o życiu i ważnych sprawach. Często są to zwykłe przelotne dialogi o błahostkach, o tym jak minął mi dzień, co mnie zdenerwowało, a czasem jest to po prostu trwanie w milczeniu w swojej wzajemnej obecności. Tak samo z Bogiem – czasem mam siłę i tematy, o których chcę Bogu powiedzieć i mógłbym z Nim być kilkadziesiąt minut, a czasem dzień był tak trudny i męczący, że siły starcza mi tylko na to, by odmówić „Ojcze nasz”. Ale to właśnie te momenty, zaparcia się samego siebie, wtedy kiedy nie mam siły, kiedy mi się nie chce, a jednak staję do choćby najkrótszej modlitwy, te momenty spajają relację przyjaźni z Bogiem. Tak jak w przyjaźni ludzkiej, widzę że mojemu przyjacielowi na mnie zależy i mogę na nim polegać wtedy, kiedy napisze lub zadzwoni właśnie wtedy, kiedy wiem, że być może sam ma teraz trudny czas, że może ma ważniejsze sprawy na głowie, albo po prostu wiem, że nie ma na to czasu, a jednak to robi.

Żyjesz w ciele i Twoja modlitwa jest od niego zależna

Drugą niezwykle ważną sprawą jest to, że ludzie czasem mają mylne wrażenie, że modlitwa jest wyłącznie sprawą duchową i próbują niejako odgrodzić się od fizyczności, od spraw ciała. To wielki błąd. Bóg stworzył nas istotami cielesnymi i dopóki żyjemy na tej ziemi, chce mieć z Nami relację jako istotami cielesnymi – chrześcijaństwo nie dąży, jak niektóre religie do wyzwolenia się od ciała, a wręcz przeciwnie, do jego całkowitej akceptacji jako Bożego daru i powołania. Dlatego tak jak w związku, gdzie czasem dwojgu zakochanych najlepiej będzie rozwijać swoją relację na romantycznych spacerach, innym tańcząc w klubie, innym wspólnie gotując, podobnie w modlitwie – każdy z nas musi znaleźć swoje idealne miejsce, czas i formę modlitwy. Ludzie nieustannie zmuszają się do rodzajów modlitwy, do których nie dojrzeli, których nie rozumieją, albo takich, które wydaje im się, że są z jakiejś przyczyny konieczne do stosowania. Wiele osób czuje na przykład, że modlić można się wyłącznie na klęcząco. Tymczasem, co czasem przypominam uczniom, dla pierwszych chrześcijan postawą modlitewną była postawa stojąca, ponieważ klęczenie kojarzyło się z niewolnikami, a oni czuli się ludźmi wyzwolonymi w Chrystusie. Jeden z pierwszych soborów wprost zakazywał klękać w niedzielę w czasie Mszy Świętej!

Miejsce

Dlatego kiedy stajemy do modlitwy, bardzo ważne jest znalezienie miejsca, czasu i metody modlitwy, która na teraz, na tą chwilę będzie dla mnie najodpowiedniejsza, najlepsza. Wybieramy zatem miejsce. Mistyczka i stygmatyczka Catalina Rivas powiedziała kiedyś, że ludzie mają w swoich domach pokoje do jedzenia, mają pokoje do spania, pokoje do zabawy, a nikt nie myśli o tym, by mieć specjalny pokój do modlitwy. Nie musi to być cały pokój – wystarczy wydzielona przestrzeń, która będzie mi pomagać wkroczyć w sferę sacrum. Muzułmanie właśnie to robią korzystając z tzw. modlitewnika, czyli specjalnego dywanika służącego do modlitwy. My możemy mieć swój fotel do modlitwy, krzesło, kąt w pokoju, ławkę w parku – miejsce, które będzie nam nieodłącznie kojarzyć się z wejściem w sferę modlitwy.

Czas

Wybieramy czas. Kiedy matka trójki małych dzieci będzie zostawiać modlitwę na wieczór, bardzo możliwe, że ze względu na zmęczenie, do tej modlitwy nigdy lub prawie nigdy nie będzie dochodzić, lub będzie to przeważnie modlitwa bardzo niskiej jakości. Może być tak, że jej dzień naprawdę nie pozwala na wygospodarowanie żadnego osobnego czasu na modlitwę i wówczas najlepszą jej modlitwą, może być tak zwana „kontemplacja w codzienności”, czyli przeniknięcie miłością wykonywanych codziennie obowiązków związanych z opieką nad dziećmi. Co więcej, gdyby na przykład moje dzieci dostały wysokiej gorączki, żona prosiłaby mnie o pomoc przy opiece nad nimi, a ja powiedziałbym, że ja mam teraz swój natchniony czas bycia z Bogiem, jadę na Mszę Świętą i nie zamierzam jej pomagać, to można nawet wyobrazić sobie sytuację, w której samo modlenie się będzie grzechem (sic!), bowiem nadrzędne są obowiązki wynikające z naszego stanu, w tym wypadku moje związane z ojcostwem. Dla ojca czy matki pierwsze są obowiązki wynikające ze stanu, czyli w tym wypadku opieka nad dziećmi, a nie modlitwa. Odwrotnie w przypadku księży czy zakonników – w ich przypadku to modlitwa i głoszenie Ewangelii ma być na pierwszym miejscu, gdyby ksiądz czy zakonnik zamiast odprawienia Mszy czy modlitwy brewiarzem stawiał prowadzenie szkoleń, czy nawet pomoc charytatywną, to mogłoby to nosić znamiona grzechu. Warto zatem pamiętać, że każdy z nas ma inną sytuację życiową, organizm, inny układ dnia, pracy, obowiązków i modlitwę należy dopasować do tego rytmu, ale nie na zasadzie rzucania Bogu ochłapów – „jak mi starczy czasu i siły, to się pomodlę”, ale odwrotnie – planowania z góry, najlepiej dzień wcześniej, kiedy poświęcę czas na spotkanie z Bogiem.

Forma

Wreszcie wybieramy formę. Czy w modlitwie pomoże mi zapalenie świecy? A może ustawiona przede mną ikona? Może Biblia lub modlitewnik? Może wizerunek jakiegoś świętego? Dziś mogę nie czuć się gotowy na trwanie przy Bogu w ciszy, a mogę czuć, że wolę po prostu poczytać Pismo Święte. Jednego dnia mogę chcieć opowiadać Bogu ze szczegółami o moim dniu i wszystkim, co mnie zdenerwowało, zasmuciło, albo ucieszyło, a czasem mam ochotę odmówić proste, ustalone formuły modlitewne jak „Zdrowaś Maryjo” i „Ojcze nasz”. Czasem mogę chcieć śpiewać pieśń uwielbienia, albo psalm, a innym razem mogę poczuć, że chcę włączyć adorację Najświętszego Sakramentu on-line i patrzyć na Niego w Świętej Hostii, bez mówienia żadnych słów. Ważne jest to, by badać samego siebie, to jak się czuję ze sobą dzisiaj, i dopasowywać modlitwę w jej fizycznym aspekcie do moich predyspozycji i możliwości w danej chwili.

Czas na zmiany

Nasze życie modlitewne, to właśnie to – życie, nie trwanie, a życie to rozwój. Gdy dziecko się nie rozwija, jesteśmy zaniepokojeni, szukamy pomocy u specjalistów, rozpoczynamy leczenie i dążymy do wywołania upragnionej zmiany. Tymczasem, co niezwykle smutne, życie modlitewne wielu osób zatrzymuje się często na pierwszym z czterech jej etapów i nigdy nie rozwija się dalej. Osoby te są  często zagubione, nie wiedzą, gdzie szukać pomocy, a w końcu, podobnie jak i u moich uczniów w szkole, Bóg powoli zaczyna znikać z horyzontu zdarzeń ich życia, albo Jego obecność jest, rzec można, kurtuazyjna – jest obecny niejako na wszelki wypadek. Dlatego w tym cyklu przyjrzymy się pokrótce czterem głównym etapom życia modlitewnego tak, byśmy w naszej relacji z Bogiem nie stali w miejscu, a szli za Nim codziennie dalej i głębiej.

Zapisz się do newslettera

OTRZYMUJ TEKSTY I INFORMACJE PROSTO NA SWÓJ E-MAIL, BEZ KONIECZNOŚCI WCHODZENIA NA STRONĘ

Klikając przycisk „Zapisz się” potwierdzasz, że zapoznałeś się i akceptujesz Politykę prywatności i przetwarzania danych osobowych strony Egerthe.pl. Możesz w każdej chwili wypisać się z Newslettera korzystając z linku w otrzymywanych wiadomościach.